sobota, 27 kwietnia 2013

Zagraj to jeszcze raz, Dinokrokodylu

Krótki i lekki okolicznościowy tekst przedsesyjny, będący czubkiem góry lodowej wspaniałości, jaką są tragicznie złe filmy. Smacznego:



Głośno sapiąc, plując jadem i szczerząc kły, wielkimi krokami zbliża się mityczna bestia, postrach intelektualnej elity społeczeństwa, przyszłych przywódców narodu i fanów zniżek na przejazdy komunikacją miejską – SESJA. Co najgorsze, francy praktycznie nie da się zabić, odpędzona wraca z przerażającą regularnością. Ilu studentów tyle sposobów na radzenie sobie z jej gorącym oddechem na karku, jednak najpopularniejsze zdecydowanie są dwa – rzetelna nauka oraz prokrastynacja. W ramach drugiego podejścia polecam seans najgorszych filmów świata – po pierwsze to doskonała rozrywka, po drugie zaś oglądanie nierównego starcia grupy biednych, biuściastych cheerleaderek z Sharktopusem lub innym Gatoroidem może uzmysłowić, że statystyka to wcale nie najgorsze bagno, w jakie można wdepnąć.

 

Jim Wynorski – the Boss


Mówiąc o złych filmach nie sposób nie poświęcić miejsca donowi Corleone złego filmu o swojsko brzmiacym nazwisku. Jim Wynorski spłodził (wydalił?) przeszło 80 filmów, które podzielić można zasadzniczo na trzy kategorie – złe filmy, złe filmy o potworach, złe porno parodie znanych filmów. Do jego najwspanialszych dzieł należą zdecydowanie te, które opowiadają wzruszające historie o spotkaniu nieprzystosowanych stworzeń (w zależności od filmu – genetycznie zmutowane jaszczury lub amerykańska młodzież w różnych konfiguracjach) i ich krwawych waśniach. Filmy takie jak „Komodo kontra Kobra”, „Dinokrokodyl versus Supergator” czy najnowsza „Piranhoconda” wycisną łzę z oka największego nawet twardziela. Ciekawostką w filmach Wynorskiego są gościnne występy prawdziwych aktorów, w różnych epopejach zobaczyć mogliśmy m.in. Michaela Madsena, C.Thomasa Howella czy Davida Carradine’a.

Ed Wood – hipsteryzacja złego kina


Dawno temu żył sobie człowiek imieniem Ed Wood. Ed bardzo kochał filmy, niczego nie pragnął bardziej niż stać się wielkim reżyserem, legendą Hollywood. Brakowało naszemu bohaterowi tylko jednego – talentu. Nie przejmował się tym jednak zbytnio i uparcie tworzył gniot za gniotem. I pewnie by nasz Ed odszedł w niepamięć, gdyby w książce  "The Golden Turkey Awards" nie nadano mu miana „najgorszego reżysera wszechczasów”. Za magnum opus Wooda uznano „Plan 9 z kosmosu”, niemal dokumentalny obraz o inwazji kosmitów, ożywiających zmarłych i owymi zombiakami manipulujących w celu eksterminacji ludzkości. A, tak, i o wampirach. Aktorzy byli, scenografia niekoniecznie, do tego budżet filmu wynosił mniej więcej tyle, ile przeciętny student SGH tygodniowo wydaje na papierosy. Nawet jeśli nie pali.
Kult, który narósł wokół Wooda po wydaniu wymienionej wyżej książki sprawił, że stał się on jednym z najmodniejszych tematów rozmów hipsteryzującej młodzieży, zaś „Plan 9 z kosmosu” zagościł obok „Ojca Chrzestnego” i „Czasu Apokalipsy” na liście filmów, które każdy powinien zobaczyć. Być może nie o taką sławę pierwotnie naszemu Edowi chodziło, ale podejrzewam, że nie miałby nic przeciwko.

Troma – skonsultuj się z psychiatrą lub egzorcystą



Jeśli regularnie zażywasz twarde narkotyki, a w wolnych chwilach szyjesz sobie kombinezon narciarski z ludzkiej skóry zasłuchując się w Stachusky’ego, koniecznie zapoznaj się z filmami Tromy!
Zwykle kiedy ogląda się film, który z założenia jest zły, widz dobrze się bawi, obserwując celową nieporadność i brak logiki. W przypadku Tromy widz marzy o zamknięciu twórców w pokojach bez klamek.  „Tromeo i Julia”, „Toxic Avenger” czy „Barbarzyńska Nimfomanka w Piekle Dinozaurów” są filmami chorymi, to trzeba powiedzieć już na wstępie. Widać, że twórcy chcieli zrobić filmy złe, niesmaczne i kiczowate, ale ich wizje zdecydowanie wyszły poza granice zwykłego złego kina. Miażdżone głowy (arbuzy), wyrywane jelita (papier toaletowy), ludzie-świnie, toksyczni mściciele i penisy potwory są tam na porządku dziennym. Potężna dawka niesmacznej psychodelii.
Jednym słowem gorąco polecam, Troma jest super.

Martwy mózg Władcy Pierścieni


Zanim Peter Jackson zaczął kręcić pięciogodzinne reklamówki Nowej Zelandii uchodził za geniusza niezależnego kina spod znaku makabry i złego smaku. „Zły Smak” to zresztą tytuł jego debiutanckiego filmu, w którym Obcy przerabiają ludzi na intergalaktyczny Fast-Food.
Najdoskonalszym dokonaniem wczesnego Jacksona był jednak film „Martwica Mózgu” (de facto jedyny przytoczony tu film, który zyskał faktyczne uznanie krytyki). Chwytająca za serce fabuła (kobieta ugryziona przez małposzczura powoli zamienia się w zombie), pyszne aktorstwo i doskonała psychologiczna konstrukcja postaci świetnie współgrają z wysmakowanymi scenami delikatnie ukazanej przemocy. Ani jedno słowo w poprzednim zdaniu nie jest prawdą, co powinno być wystarczającą zachętą, by na własne oczy przekonać się, że nie ważne co aktualnie robisz, i tak masz szansę wyreżyserować Władcę Pierścieni.


Komando [czyt. Come (on) Arnold!]


Najbardziej dostępny ze wszystkich filmów wymienionych w tym wartościowym zestawieniu, często puszczany jako jako mega hit czy inne superkino. W odróżnieniu od wcześniej wymienionych filmów twórców „Komando” nie krępował ciasny budżet, a w obsadzie mieli niekwestiowanego gwiazdora. Powstał jednak film zły, co było najlepszym, co mogło mu się przydarzyć. Niesamowite dialogi (Right? WRONG), setki martwych wrogów Arnolda, poległych w równym stopniu od kul, co od granitowego akcentu przyszłego gubernatora Florydy i niemożliwa do przecenienia możliwość zobaczenia na własne oczy, jak Schwarzenegger po morderczym pojedynku zabija Freddie’gp Mercury’ego wyrwaną ze ściany rurą. Wielkie kino.

Weź się poucz

Jako się rzekło, najgorsze filmy na świecie mają nie tylko walor rozrywkowy, ale także edukacyjny. Pozwalają przekonać się o przykrych konsekwencjach przebywania zbyt blisko małposzczurów, drażnienia trzydziestometrowych dinokrokodyli czy wskakiwania do toksycznych odpadów, ale poza tym mają tę unikalną właściwość, że zaaplikowane w odpowiedniej dawce potrafią skutecznie zachęcić do nauki, by choć trochę podnieść zgwałcone przez seans IQ.  Warto jednak pamiętać, że nadmiar nauki równie dobrze co zupełne lenistwo doprowadzić może do Martwicy Mózgu.