Głośno sapiąc, plując jadem i szczerząc kły, wielkimi
krokami zbliża się mityczna bestia, postrach intelektualnej elity
społeczeństwa, przyszłych przywódców narodu i fanów zniżek na przejazdy
komunikacją miejską – SESJA. Co najgorsze, francy praktycznie nie da się zabić,
odpędzona wraca z przerażającą regularnością. Ilu studentów tyle sposobów na
radzenie sobie z jej gorącym oddechem na karku, jednak najpopularniejsze
zdecydowanie są dwa – rzetelna nauka oraz prokrastynacja. W ramach drugiego
podejścia polecam seans najgorszych filmów świata – po pierwsze to doskonała
rozrywka, po drugie zaś oglądanie nierównego starcia grupy biednych,
biuściastych cheerleaderek z Sharktopusem lub innym Gatoroidem może uzmysłowić,
że statystyka to wcale nie najgorsze bagno, w jakie można wdepnąć.
Jim Wynorski – the Boss
Mówiąc o złych filmach nie sposób nie poświęcić miejsca donowi
Corleone złego filmu o swojsko brzmiacym nazwisku. Jim Wynorski spłodził
(wydalił?) przeszło 80 filmów, które podzielić można zasadzniczo na trzy
kategorie – złe filmy, złe filmy o potworach, złe porno parodie znanych filmów.
Do jego najwspanialszych dzieł należą zdecydowanie te, które opowiadają
wzruszające historie o spotkaniu nieprzystosowanych stworzeń (w zależności od
filmu – genetycznie zmutowane jaszczury lub amerykańska młodzież w różnych
konfiguracjach) i ich krwawych waśniach. Filmy takie jak „Komodo kontra Kobra”,
„Dinokrokodyl versus Supergator” czy najnowsza „Piranhoconda” wycisną łzę z oka
największego nawet twardziela. Ciekawostką w filmach Wynorskiego są gościnne
występy prawdziwych aktorów, w różnych epopejach zobaczyć mogliśmy m.in.
Michaela Madsena, C.Thomasa Howella czy Davida Carradine’a.
Ed Wood – hipsteryzacja złego kina
Dawno temu żył sobie człowiek imieniem Ed Wood. Ed bardzo
kochał filmy, niczego nie pragnął bardziej niż stać się wielkim reżyserem,
legendą Hollywood. Brakowało naszemu bohaterowi tylko jednego – talentu. Nie
przejmował się tym jednak zbytnio i uparcie tworzył gniot za gniotem. I pewnie
by nasz Ed odszedł w niepamięć, gdyby w książce "The Golden Turkey
Awards" nie nadano mu miana „najgorszego reżysera wszechczasów”. Za magnum
opus Wooda uznano „Plan 9 z kosmosu”, niemal dokumentalny obraz o inwazji
kosmitów, ożywiających zmarłych i owymi zombiakami manipulujących w celu
eksterminacji ludzkości. A, tak, i o wampirach. Aktorzy byli, scenografia
niekoniecznie, do tego budżet filmu wynosił mniej więcej tyle, ile przeciętny
student SGH tygodniowo wydaje na papierosy. Nawet jeśli nie pali.
Kult,
który narósł wokół Wooda po wydaniu wymienionej wyżej książki sprawił, że stał
się on jednym z najmodniejszych tematów rozmów hipsteryzującej młodzieży, zaś
„Plan 9 z kosmosu” zagościł obok „Ojca Chrzestnego” i „Czasu Apokalipsy” na liście
filmów, które każdy powinien zobaczyć. Być może nie o taką sławę pierwotnie
naszemu Edowi chodziło, ale podejrzewam, że nie miałby nic przeciwko.
Troma – skonsultuj się z psychiatrą lub egzorcystą
Jeśli regularnie zażywasz twarde narkotyki, a w wolnych
chwilach szyjesz sobie kombinezon narciarski z ludzkiej skóry zasłuchując się w
Stachusky’ego, koniecznie zapoznaj się z filmami Tromy!
Zwykle kiedy ogląda się film, który z założenia jest zły,
widz dobrze się bawi, obserwując celową nieporadność i brak logiki. W przypadku
Tromy widz marzy o zamknięciu twórców w pokojach bez klamek. „Tromeo i Julia”, „Toxic Avenger” czy
„Barbarzyńska Nimfomanka w Piekle Dinozaurów” są filmami chorymi, to trzeba
powiedzieć już na wstępie. Widać, że twórcy chcieli zrobić filmy złe,
niesmaczne i kiczowate, ale ich wizje zdecydowanie wyszły poza granice zwykłego
złego kina. Miażdżone głowy (arbuzy), wyrywane jelita (papier toaletowy),
ludzie-świnie, toksyczni mściciele i penisy potwory są tam na porządku
dziennym. Potężna dawka niesmacznej psychodelii.
Jednym słowem gorąco polecam, Troma jest super.
Martwy mózg Władcy Pierścieni
Zanim Peter Jackson zaczął kręcić pięciogodzinne reklamówki
Nowej Zelandii uchodził za geniusza niezależnego kina spod znaku makabry i
złego smaku. „Zły Smak” to zresztą tytuł jego debiutanckiego filmu, w którym
Obcy przerabiają ludzi na intergalaktyczny Fast-Food.
Najdoskonalszym dokonaniem wczesnego Jacksona był jednak
film „Martwica Mózgu” (de facto jedyny przytoczony tu film, który zyskał
faktyczne uznanie krytyki). Chwytająca za serce fabuła (kobieta ugryziona przez
małposzczura powoli zamienia się w zombie), pyszne aktorstwo i doskonała
psychologiczna konstrukcja postaci świetnie współgrają z wysmakowanymi scenami
delikatnie ukazanej przemocy. Ani jedno słowo w poprzednim zdaniu nie jest
prawdą, co powinno być wystarczającą zachętą, by na własne oczy przekonać się,
że nie ważne co aktualnie robisz, i tak masz szansę wyreżyserować Władcę
Pierścieni.
Komando [czyt. Come (on)
Arnold!]
Najbardziej dostępny ze wszystkich filmów wymienionych w tym
wartościowym zestawieniu, często puszczany jako jako mega hit czy inne
superkino. W odróżnieniu od wcześniej wymienionych filmów twórców „Komando” nie
krępował ciasny budżet, a w obsadzie mieli niekwestiowanego gwiazdora. Powstał
jednak film zły, co było najlepszym, co mogło mu się przydarzyć. Niesamowite
dialogi (Right? WRONG), setki martwych wrogów Arnolda, poległych w równym
stopniu od kul, co od granitowego akcentu przyszłego gubernatora Florydy i
niemożliwa do przecenienia możliwość zobaczenia na własne oczy, jak
Schwarzenegger po morderczym pojedynku zabija Freddie’gp Mercury’ego wyrwaną ze
ściany rurą. Wielkie kino.
Weź się poucz
Jako się rzekło, najgorsze filmy na świecie mają nie tylko
walor rozrywkowy, ale także edukacyjny. Pozwalają przekonać się o przykrych
konsekwencjach przebywania zbyt blisko małposzczurów, drażnienia
trzydziestometrowych dinokrokodyli czy wskakiwania do toksycznych odpadów, ale
poza tym mają tę unikalną właściwość, że zaaplikowane w odpowiedniej dawce
potrafią skutecznie zachęcić do nauki, by choć trochę podnieść zgwałcone przez
seans IQ. Warto jednak pamiętać, że
nadmiar nauki równie dobrze co zupełne lenistwo doprowadzić może do Martwicy
Mózgu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz