środa, 1 lutego 2012

To nie jest kraj dla młodych wampirów

Dobra, teraz coś dla ludzi o mocnych nerwach. Napisane bezpośrednio po obejrzeniu "Martina" coś. nie wiem, czy to ma jakąkolwiek formę, jest jednym wielkim peanem bla bla bla. ale wrzucę, bo tak. Na zdrówko


Film oglądałem na raty, do najlżejszych nie należy, ale pomiędzy kolejnymi seansami nie 
mógł wyjść mi z głowy. W zasadzie nie wiem, czy to bardziej dramat o alienacji, 
dorastaniu i poczuciu wyobcowania ubrany w horrorowy kubraczek, czy też horror z 
elementami psychoanalizy. 
Martin pozornie przedstawiony jest jako osoba chora psychicznie, ale nie w ten sposób, 
co Rutger Hauer w "Autostopowiczu" lub Jack Nicholson w "Lśnieniu". Nie jest to typ 
psychopaty ze śmiechem na ustach zabijającego swoje ofiary. od razu widać, jak 
chłopak cierpi. Cierpi z powodu samotności, cierpi z powodu nieprzystosowania do 
otaczającego go świata, którego najwyraźniej nie rozumie, cierpi, bo jest inny. Jako 
formę wyzwolenia się z tego cierpienia wybrał drogę wampirów, które poznał dzięki 
starym filmom. Przejmujący obraz miotającego się w bezradności wrażliwca zestawiony 
jest ze szczegółowo pokazanymi scenami przemocy, jakiej chłopak się dopuszcza, co 
robi piorunujące wrażenie i wywołuje skołowanie u widza.
Doskonała są muzyka i scenografia przywodzące momentami na myśl filmy noir, 
doskonałe są czarno-białe wstawki, doskonałe jest aktorstwo i w końcu doskonały jest 
cały film, zaś końcowa scena wbiła mnie w fotel i zacząłem się zastanawiać, czy to Martin 
był szalony, czy szalony był świat, który go otaczał. Nie wiem.
Pewne jest z kolei to, że postać głównego bohatera skonstruowana jest po mistrzowsku, 
to jedna z bardziej sugestywnych kreacji niezrównoważonego człowieka, jakie zdarzyło 
mi się widzieć. Budzi skrajne emocje (naprawdę budzi, nie tylko w założeniu), od 
poczucia obrzydzenia do dopingowania mu w próbie tworzenia normalnej relacji z 
kobietą.


Zbyt długie rozmyślanie nad tym niewątpliwym dziełem i sposób, w jaki stworzony został 
bohater, jak i całe groteskowe środowisko, w którym dane mu było żyć, prowadzi do 
wielu karkołomnych hipotez: "A co, jeśli Martin nie zabijał, a szalony był Coda, który 
naginał rzeczywistość do swoich potrzeb, bo przecież Martin to Nosferatu?", "A co, jeśli te 
chore wybryki były jedynie wytworem samotnego, zdesperowanego umysłu?" . 
Zdając sobie sprawę z bezsensu tych rozważań, zakończę ten chaotyczny pean.




*Tutaj zamieszczam linka do nieco bardziej ustrukturyzowanej wersji przemysleń nt. tego filmu, bo nie będę wklejał dwóch podobnych tekstów.
Cheers

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz