niedziela, 22 stycznia 2012

Zagraj to jeszcze raz, Kermit


 Zdarzyło mi się parę dni temu pójść na przedpremierę Muppetów, a że nie ma lepszego sposobu na zbicie patosu niż pisanie o gadającej pluszowej żabie i zakochanej w niej równie pluszowej świni, skrobnę o nich parę słów.

Każdy, kto kiedykolwiek zetknął się z dzieciakami Jima Hensona wie, czego można spodziewać się po najnowszym filmie z ich udziałem – tony slapstickowego-absurdalnego humoru, kilotony większych bądź mniejszych całkiem żywych gwiazd specjalnych oraz megatony nawiązań do popkultury i ciepłej, wyzbytej wszelkiego cynizmu ironii. Fabuła nawet była!
Oto Walter, największy fan Muppetów podczas wycieczki do Los Angeles przypadkowo dowiaduje się o planach niecnego Texa, który chce zburzyć teatr Muppetów i wydobywać stamtąd ropę. O planach dowiaduje się Kermit i postanawia zebrać rozproszoną po świecie paczkę kukiełek, by dać największy Muppet Show w historii i zebrać kwotę umożliwiającą wykupienie i uratowanie teatru, czasu jednak jest niewiele.
No dobra, nikt nie ukrywał, że fabuła w tym przypadku będzie miała czwartorzędne znaczenie. Jest ona tylko pretekstem do kanonady gagów, piosenek, zabawnych dialogów i setek innych zabiegów wywołujących uśmiech u widza w wieku od 3 do 103 lat. Muppety od zawsze były swego rodzaju Latającym Cyrkiem Monty Pythona dla dzieci, operowały głównie parodią, choć od Johna Cleese’a i spółki różniło je to, że na celownik brały popkulturę – opery mydlane, filmy, mody, znane piosenki, programy telewizyjne. Tak jest i tym razem, w bardzo ciepły i nienachlany sposób wyśmiane zostało dosłownie wszystko, czym karmi się masową publiczność, choć „wyśmiane” to nieodpowiednie słowo. Bardziej na miejscu byłoby „puściły oczko do widza”, i to do każdego widza, od małych dzieci, przez fanki „Diabeł Ubiera się u Prady”, aż po ludzi zaznajomionych z Tarantino. Wielką sztuką jest zmieszczenie takiej ilości gagów i nawiązań w jednym filmie bez wywołania uczucia przesytu, a Muppety, będące w istocie kolażem motywów, klisz, czy wręcz konkretnych scen znanych z kultury popularnej, ogląda się jednym tchem. Nie usiłują jednak kukiełki być zabawne na Shrekową modłę, który tak naprawdę filmem dla dzieci nie był. Siła Muppetów tkwi w tym, że całą treść dla dojrzalszego widza zawierają w nieco naiwnej, ale przez to rozbrajająco szczerej formie, w świecie, w którym Muppety reprezentują dzieci, zmuszone do konfrontacji z dorosłymi. Albo raczej to z dziecka, co chciałby w sobie zachować każdy dorosły, ale tylko nielicznym (jak gościom ich programu w serialu, czy Gary’emu, głównemu „prawdziwemu” bohaterowi najnowszej wersji kinowej) się to udaje.
Chwała twórcom, którzy zdecydowali się pozostawić styl wizualny Muppetów bez zmian i nie silili się na „innowacyjne” ekstrawagancje, dzięki czemu dla każdego zaznajomionego z Kermitem i spółką film może być miłą wycieczką w przeszłość i pewnego rodzaju pokrzepieniem, że trochę dziecka w nas jeszcze tkwi.
W obrazie przewija się cała armia „prawdziwych” gwiazd, występ każdej z nich, choćby epizodyczny wydaje się wynikać z faktu, że po prostu chcieli znaleźć się w tym filmie, bo Muppety to ich bajka, a jeśli nawet jest inaczej, to twórcy podchodzą do tego z dystansem (gwiazdka Disneya mówiąca, że przyszła, bo agent jej kazał). Wymienić znanych i lubianych, którzy wystąpili w filmie będzie ciężko, ale, od czego jest Internet. Uwaga, W FILMIE O KUKIEŁKACH podziwiać mogliśmy m.in. Jasona Segela (przy okazji twórca scenariusza), Chrisa Coopera, Jacka Blacka, Zacha Galifanakisa, Whoopi Goldberg, Emily Blunt, Selenę Gomez, Davida Grohla, Neila Patricka Harrisa i wielu innych.
Coś z tym filmem jest nie tak, skoro nawet taki ponury snob jak ja przez cały seans miał na twarzy uśmiech przyprawiający o skurcze mięśni twarzy, a niekiedy śmiechem zagłuszał przeważające w sali dzieci. Albo po prostu się starzeję i zaczynam doceniać czystą radość bijącą z ekranu od tych małych pluszowych hippisów. Tak czy inaczej, z całego mojego przegniłego serca polecam każdemu*

*Znowu zapomniałem, że nikt tego nie czyta

wiem, że to nie muppet, ale nie mogłem się powstrzymać

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz